Gem, set & Patryk #1 – Jerzyk się przeliczył
« powrót | Data publikacji: 27-08-2017 10:52

Za nami ostatni tydzień przygotowań do wielkoszlemowego US Open. W New Haven daleko zaszła Agnieszka Radwańska, choć w poniedziałek znajdzie się poza pierwszą dziesiątką rankingu. W Nowym Jorku niestety nie zagra Jerzy Janowicz, który zagubił się w kalkulacjach, ale za to zobaczymy Marię Szarapową, która otrzymała szansę od amerykańskich włodarzy.
Isia wypada z TOP 10
Agnieszka Radwańska w tym tygodniu zagrała w turnieju rangi Premier w New Haven, gdzie przed rokiem sięgnęła po tytuł. W tym roku zmagania zaczęły się optymistycznie, gdyż w drugiej rundzie pewnie pokonała Eugenie Bouchard 6:3, 7:5, a w ćwierćfinale nie dała szans Shuai Peng. Schody zaczęły się w półfinale, kiedy to na jej drodze do wymarzonego finału pojawiła się Daria Gavrilova. Australijka była wielką niewiadomą, gdyż obie panie mierzyły się ze sobą po raz pierwszy. Spotkanie rozpoczęło się od mocnego ciosu Gavrilovej, która wygrała cztery pierwsze gemy. Agnieszka dzielnie walczyła i nawet doprowadziła do stanu 3:4, ale ostatecznie Australijka nie dała sobie wyrwać z rąk wygranej partii i zwyciężyła 6:4. Druga partia zaczęła się lepiej dla Radwańskiej i wydawało się, że losy spotkania mogą się odwrócić, lecz po godzinie i trzydziestu trzech minutach z kortu zwycięsko schodziła Gavrilova. Porażka ta jest o tyle bolesna, że nasza najlepsza tenisistka w poniedziałkowym zestawieniu WTA wypadnie poza pierwszą dziesiątkę, ustępując miejsca Dominice Cibulkovej. Również w poniedziałek rozpocznie się ostatni w tym sezonie turniej wielkoszlemowy, czyli US Open. Po nieudanych startach w Australian Open, French Open i Wimbledonie Polka będzie miała okazję do zakończenia wielkoszlemowego sezonu w dobrym stylu. Optymizm jest jednak niewielki, gdyż to właśnie na amerykańskich kortach w wielkim szlemie idzie jej najgorzej. Jednakże miejmy nadzieję, że fakt ten zmotywuje Radwańską na tyle mocno, że wykorzysta ostatnią szansę na uratowanie bardzo słabego sezonu. Isia c'mon!
Jerzyk się przeliczył
W niepotrzebne kalkulacje zabawił się niestety Jerzy Janowicz. Nasz najlepszy singlista ogłosił na początku miesiąca, że nie wystartuje w kwalifikacjach do US Open i podjął ogromne ryzyko. W tym tygodniu okazało się, że się przeliczył i totalnie się nie opłaciło. Jerzyk liczył, że uda mu się awansować do głównej drabinki turnieju dzięki pozycji zajmowanej w rankingu ATP. Od samego początku był to bardzo optymistyczny wariant, gdyż wiadome było, że tak się stanie tylko wtedy, gdy dziesięciu wyżej klasyfikowanych zawodników odpadnie z udziału w ostatnim wielkim szlemie. Ostatecznie okazało się, że tylko połowa z nich zrezygnowała ze startu i Polak został na lodzie. Nic w tym dziwnego, gdyż nawet tenisistom z drobnymi urazami opłaca się zagrać w turnieju i zgarnąć pieniądze za sam start. Janowicz postąpił lekkomyślnie i odkupi to niestety ostatnią szansą w tym roku na występ w turnieju wielkiego szlema. Turnieju, w którego juniorskiej edycji sięgał po triumf w 2007 roku.
Masza z dziką kartą
Amerykańska Federacja Tenisowa podjęła decyzję o przyznaniu dzikiej karty Marii Szarapowej. Decyzja ta wywołała oczywiście skrajne emocje w tenisowym świecie. Sympatycy Szarapowej cieszą się i uważają to za dobry krok federacji, a przeciwnicy wylewają żale w stronę carycy tenisa. Jak podejść do tego obiektywnie? Wydaje mi się, że tłumaczenie amerykańskiej federacji jest jak najbardziej trafne. Włodarze tłumaczą swoją decyzję tym, że jej kara się już skończyła i przede wszystkim tym, że Szarapowa jest byłą triumfatorką amerykańskiego szlema. Taki ukłon w stronę Szarapowej to według mnie rzecz naturalna, którą federacja powinna zrobić. Z dzikiej karty korzystały m.in. Martina Hingis czy Kim Clijsters. Oczywiście nie korzystały z tego z powodu powrotu z dyskwalifikacji, ale w tym przypadku tytuł mistrzowski powinien być priorytetem. Chcąc nie chcąc Maria wystartuje w US Open i będzie miała szansę udowodnić, że w pełni zasłużyła, by się tam znaleźć.
Autor: Patryk Bochniak
Źródło: Informacja własna
Grafika: Patryk Bochniak