Kilka słów po półfinałowym dreszczowcu
« powrót | Data publikacji: 03-01-2014 16:28

Jeśli nie sympatyzujemy nadto z żadną tenisistką, bądź tenisistą, z pewnością najbardziej podobają nam się spotkania, w których nie brakuje spektakularnych zagrań, a co najważniejsze zwrotów akcji i emocjonalnego tła, które towarzyszy każdej pojedynczej piłce. Choć sezon dopiero się zaczął, już dziś mieliśmy okazję zobaczyć na korcie bardzo zacięte spotkanie pomiędzy Sereną Williams i Marią Szarapową w półfinale w Brisbane.
Historia bezpośrednich starć pomiędzy młodszą z sióstr Williams, a rosyjską tenisistką jest bardzo jednostronna. Na szesnaście takich potyczek aż czternaście zakończyło się zwycięstwem Sereny, a co więcej, Maria nie wygrała z nią od wimbledońskiego finału w 2004 roku. Dzisiejsze spotkanie owiane było jakąś nutką niepewności, ponieważ obie wchodzą dopiero w sezon 2014, a do tego jeszcze Rosjanka wraca na korty po długiej przerwie spowodowanej kontuzją barku. Choć nie było dzisiaj trzech setów, porywających statystyk i kilkugodzinnych męczarni, pojedynek Sereny z Marią był naprawdę dobrą przystawką przed zbliżającym się chociażby wielkoszlemowym Australian Open.
Siedemnasta batalia amerykańsko-rosyjska rozpoczęła się od bardzo długiej akcji, która liczyła około osiemnastu mocnych zagrań i skończyła się wymuszonym błędem obecnej liderki rankingu. Przez pierwsze kilka gemów oglądaliśmy m.in. efektowny cross forhendowy Sereny, ciasny cross bekhendowy Marii czy mocne kończące zagranie po linii ze strony Amerykanki. Po dobrym początku Szarapowej, mecz zaczął przybierać ten sam scenariusz co zwykle. Obecna liderka przełamała kilka pozycji niżej notowaną rywalkę i choć ta rzuciła się w pogoń i odrobiła szybko stratę, przegrała trzy kolejne gemy i pierwszego seta po zaledwie 37 minutach. Patrząc na taki rozwój wydarzeń, nie robiłam sobie większych nadziei czekając na drugą odsłonę. Już kilka minut później zmieniłam zdanie.
Rosjanka rozpoczęła drugą odsłonę nadspodziewanie dobrze i po efektownej akcji zakończonej styknięciem się piłki z linią boczną przełamała Amerykankę do 15 i pierwszy raz w tym spotkaniu objęła prowadzenie. Kilka minut później zaciskała pięść tuż przy bandach, kiedy na tablicy wyników pojawiło się 40:15 i upragnione 2-0 było na wyciągnięcie ręki. Kończący forhend Williams i trzy auty Szarapowej sprawiły jednak, że sędzina stołkowa ogłosiła tylko remis 1-1. Ku zdziwieniu szerszego grona oglądających Rosjanka jeszcze raz przełamała swoją bardziej utytułowaną rywalkę, tym razem do 0, a kilka minut później podwyższyła na 3-1, krzycząc głośne COMMON! Czwarta tenisistka świata nie za długo nacieszyła się jednak tym prowadzeniem, bowiem znana z żelaznej psychiki Williams bardzo szybko odrobiła straty i wyrównała na 3-3. Panie miały dzisiaj spory problem z własnym serwisem, bowiem w kolejnych dwóch gemach obie "na sucho" oddawały zagrywki i ponownie na tablicy wyników wyświetlił się remis 4-4. W samej końcówce seta atmosfera na korcie robiła się coraz bardziej nerwowa, a obie tenisistki jak lwice wałczyły o kolejne punkty. Po bardzo długiej akcji w dziewiątym gemie przy stanie 40:30 dla Sereny Szarapowa zagrała piłkę blisko linii, a będąca w głębokiej defensywie Williams mogła tylko podbić ją do góry. Wówczas sędzia liniowy wywołał aut, a system hawkeye pokazał, że jego decyzja była błędna. Równowagi nie było, a w powtórzonym punkcie Amerykanka posłała asa z drugiego serwisu i objęła prowadzenie 5-4, wydając z siebie bardzo głośne COMMON! W gemie być albo nie być dla Rosjanki obecna lidera rankingu nie zdobyła nawet punktu i na tablicy wyników ponownie był remis 5-5. Serwis wyraźnie nie był dziś atutem Sereny, która serwując asa na zakończenie jedenastego gema machnęła tylko rękami w powietrzu, jakby chciała powiedzieć "Dopiero teraz?". Atmosfera na korcie z akcji na akcję robiła się coraz bardziej napięta, bowiem kiedy przy podaniu Marii piłka po zagraniu młodszej z sióstr Williams zatańczyła na siatce i spadła na pole rywalki, wynik wskazywał 30:30. Szarapowa jednak na pełnym ryzyku, bez zawahania posłała dwa kończące zagranie spadające blisko linii i zaraz obie szykowały się do rozgrywki tie-breakowej. Teraz dopiero zaczęła się prawdziwa gra nerwów!
Serena rozpoczęła znakomicie, zagrywając asa serwisowego. Rosjanka odpowiedziała fenomenalnym wolejem i po małym aucie Amerykanki wyszła na prowadzenie 2-1. Williams utrzymała kolejne dwie zagrywki i zrobiło się 3-2. Po ciasnym krosie bekhendowym i skończeniu po linii, obecnej liderce rankingu udało się wygrać jeden z serwisów rywalki i przy stanie 4-3 stanęła na linii końcowej z piłką w ręku. Atmosfera na korcie centralnym w Brisbane sięgnęła zenitu, kiedy 17-krotna triumfatorka wielkoszlemowych imprez popełniła dwa podwójne błędy z rzędu i tym razem to Maria objęła prowadzenie 5-4 i miała w zanadrzu dwie akcje serwisowe. Nie było jednak piłek setowych dla Rosjanki, ponieważ i ona nie wytrzymała nerwowo i nie trafiła podaniem w karo (5-5). Kolejna fantastyczna kontra Amerykanki zakończona efektownym, ciasnym krosem z forhendu i pierwszą piłką meczową. Szarapowa jednak walczyła jak lwica i ostatnimi centymetrami rakiety złapała loba rywalki. Na tablicy wyników znów remis 6-6. Kolejna długa akcja i piłka po zagraniu Rosjanki zahacza o siatkę. Druga meczowa okazja dla Williams. Maria i tym razem oddycha z ulgą po aucie rywalki. Ponownie remis 7-7! Trzeciej szansy meczowej już nie udało się wybronić Marii, która mogła tylko odprowadzić wzrokiem piłkę po zagrywce Amerykanki, która idealnie pokryła się z linią. Obrończyni tytułu kończy wojnę nerwów wygrywając 9-7 w tie-breaku po ponad dwóch godzinach.
Choć nie było trzech setów, pojedynek Marii i Sereny był bardzo bliski, zwłaszcza w drugiej odsłonie. Wydarzenia na korcie mogły przecież przybrać zupełnie inny obrót, gdyby to Rosjanka miała nieco więcej szczęścia w rozgrywce tie-breakowej. Jeśli doszłoby do trzeciego seta, chyba nie odważyłabym się obstawiać zwyciężczyni. Oprócz niesamowitej siły Sereny ten pojedynek pokazał nam także, że Szarapowa wraca na korty w pełni formy i nie możemy pomijać jej w zbliżającym się Australian Open.
KK
Wasze komentarze: